Rozmawiają dwie koleżanki:
- Dlaczego panikujesz?
- Za dwa miesiące mam ślub, a nie mam sukienki, sali ani kandydata na męża...
Naprawdę nie mogę znieść, kiedy bezdomni potrząsają przede mną kubkami z pieniędzmi. Czy oni naprawdę muszą się przechwalać, że mają więcej gotówki ode mnie?
Rozmawiają dwaj psychiatrzy:
- Wiesz co, mam rewelacyjnego pacjenta. Cierpi na rozdwojenie jaźni.
- A co w tym rewelacyjnego?
- Obydwaj mi płacą.
Generał Wieniawa-Długoszowski był jednym z najbliższym współpracowników Józefa Piłsudskiego i wyjątkowo bystrym oficerem. Pozostawił też po sobie wiele barwnych anegdot.
Któregoś dnia Wieniawa stwierdził, że zabierze ze sobą swoją rasową suczkę do innego psa tej rasy. W prasie znalazł ogłoszenie, założył galowy mundur, zarzucił na wierzch wojskowy płaszcz, wziął pieska na ręce i udał się pod wskazany adres. Otworzyła nieznajoma kobieta i od razu mówi:
- Ta usługa będzie kosztować 2000 zł.
W tamtych czasach była to kwota dużo wyższa niż dziś w porównaniu z zarobkami. Zaskoczony generał zapytał:
- Dlaczego tak drogo?
- No wie pan, mój piesek jest czempionem, ma dużo orderów i medali!
Na to Wieniawa odsłonił połę płaszcza, pokazał wszystkie swoje ordery i powiedział:
- Grosza od pani bym nie wziął!
Licealista Jasiu poszedł na imprezę. Wcześniej powiedział rodzicom, żeby nie czekali na niego, bo wróci w środku nocy. Obiecał też, że nie będzie się upijać, ani ćpać. Zaufali mu i go puścili. Mimo obietnicy przesadził z alkoholem. Wracając do domu wiedział, że ojciec będzie jak zwykle buszować w środku nocy i chciał go uniknąć.
Wszedł do domu, chciał przejść do pokoju przez jadalnię, otworzył drzwi, a tam siedzi ojciec. Szybko zamknął, żeby tata nie zauważył, chciał przejść przez salon, a tam znowu ojciec. Ostatnia droga do pokoju Jasia szła przez kuchnię, otworzył drzwi do niej i o dziwo, tam też był ojciec. Zamknął drzwi, sekundę później tata otworzył je i krzyknął:
- Kur*a, gnoju, jeszcze raz wejdziesz do kibla, a cię zatłukę i będziesz miał karę na zawsze, rozumiesz?!
Pewien Czukcza miał dużo kaszojadów. Pojechał zatem do miasta do lekarza:
- Doktorze, pomocy, dzieci dużo, nie wiem, co robić!
- Kupuj prezerwatywy, za rok przyjedź i powiedz, czy pomogło.
Czukcza przyjeżdża po roku:
- Oj, dziękuję, doktorze, bardzo pomogło! Łykam te prezerwatywy, a jak idę srać za chatę, to one się tak śmiesznie napełniają, że już pięcioro dzieci mi ze śmiechu pomarło!
Rosjanin przyjeżdża do gułagu. Strażnik przyjmuje go i pyta:
- Według papierów dostałeś 50 lat, za co?
- Strażniku, powiedziałem, że Stalin jest kretynem.
- I za to dostałeś 50 lat?
No tak, 10 za obrazę Kremla, 10 za obrazę matki ojczyzny, 15 za obrazę Stalina i 15 za rozpowszechnianie tajemnicy państwowej.
Rodzina siedzi przy stole. Mały Tomek pyta się taty:
- Tatusiu dlaczego ożeniłeś się z mamą?
Tata odkłada widelec i patrząc na żonę mówi:
- Widzisz, nawet dziecko tego nie rozumie...
- Wiesz, że w Walentynki, przed 22, w Pinczynie doszło do napadu uzbrojonego w pistolet napastnika na sklep pani Zosi? Przegoniła go mopem i obroniła sklep.
- Ja ją rozumiem. Każdy by się wkurzył, jakby ktoś mu wlazł na świeżo umytą podłogę!
Mark Zuckerberg przeżył przed kongresem koszmar każdego młodego człowieka - próbował wytłumaczyć starszyźnie narodu, jak działa technologia.
Małżonkowie wpadają na dworzec kolejowy, co sił biegną na peron, niestety, za późno. Mąż odwraca się do żony i krzyczy:
- Gdybyś się tak nie guzdrała, to byśmy zdążyli!
- Gdybyś mnie tak nie poganiał, to byśmy krócej czekali na następny!
- Puk, puk.
- Kto tam?
- Policja!
- Musicie poczekać, robię kupę.
- Wiemy. Budka telefoniczna ma szklane boki...
Ilu Niemców potrzeba, żeby wkręcić jedną żarówkę?
Tylko jednego. Niemcy są znani z porządnej pracy i nie mają poczucia humoru
Dawno dawno temu żyła sobie Zosia, która sprzedawała literki. Codziennie wstawała o siódmej, ubierała się i schodziła na dół sprzedawać literki. Nie zarabiała na tym dużo i nie miała za wiele pieniędzy, ale też nie głodowała. Pieniędzy starczało jej zwykle na zupę, a czasami, gdy trafił się bogatszy klient, który mógł sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki, za zarobione pieniądze kupowała sobie do zupy kawałek chleba.
To był zwykły dzień. Zosia wstała, ubrała się i zeszła na dół sprzedawać literki. Po kilku minutach do jej sklepiku z literkami przyszła klientka, pani Ania, która miała piekarnię obok sklepiku Zosi.
Dzień dobry, Zosiu - powiedziała pani Ania - czy mogłabym cię prosić o literkę C?
Zosia podała pani Ani literkę C, a pani Ania zapłaciła, pożegnała się i wyszła.
Jakiś czas później, do sklepiku z literkami Zosi przyszedł kolejny klient. Profesor Alan poprosił Zosię o literkę A. Zosia podała mu ją, a profesor Alan podziękował, zapłacił za nią i wyszedł.
Tego dnia Zosia obsłużyła jeszcze czterech klientów. Zbliżała się już dziewiętnasta, Zosia zamierzała niedługo zamknąć sklep, ale dokładnie o osiemnastej pięćdziesiąt osiem do sklepu z literkami wszedł ostatni klient. DOCENT KAMYK, informowała przypinka przy jego garniturze. Klient wyglądał bardzo zamożnie, na takiego, który może sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki. Docent podszedł do lady i obrzucił Zosię wyzywającym spojrzeniem.
- Dzień dobry - klient miał oschły głos.
- D-dzień d-dobry - wyjąkała Zosia.
- Usłyszałem, że można tu kupić literki. Czy to prawda? - Zosia pokiwała głową - Dobrze. W takim razie poproszę jeden alfabet.
Zosia zamarła. Klient który kupował trzy literki był bogaty, ale cały alfabet..? To się po prostu nie zdarzało!
- Na co czekasz? - Na te słowa Zosia rzuciła się na zaplecze, szykować literki. Była po całym dniu pracy w sklepie, a nie miała wszystkich literek. Zaczęła wykuwać nowe literki.
Zosia jeszcze nigdy się tak nie zmęczyła. Pracowała jak tylko umiała, a robiło się coraz później. Była już dwudziesta, kiedy Zosia skończyła robić literkę Z, a przecież musiała dzisiaj kupić sobie jeszcze zupę! Przybiła wszystkie literki do deseczki i zmordowana, podała ją zniecierpliwionemu klientowi. Ten popatrzył na Zosię krytycznie i popatrzył na otrzymany alfabet.
- Ale przecież tu nie ma literki O!
Zosia prawie wyrwała deseczkę z alfabetem z rąk docenta Kamyka. Popatrzyła na nią długo, ze strachem. Rzeczywiście. Nie było literki O. Zamiast niej, pomiędzy literkami N i P widniała tylko pusta przestrzeń.
ZOSIA ONIEMIAŁA.
- Panie Leonardzie, co pan robił w laboratorium z trzema asystentkami?
- Nic...
- To dlaczego ten królik patrzy na pana z takim szacunkiem?
Mąż dzwoni do żony i od razu zadaje pytanie:
- Kochanie, z czym była dzisiejsza zupa?
- Z sekretnym składnikiem - Odpowiada żona.
- To go wyjaw, bo lekarze nie wiedzą, co robić...