Ok godz. 16:00 młoda kobieta zatrzymuje na Marszałkowskiej taksówkę:
- Proszę pana, na Okęcie, muszę zdążyć na samolot o 17:00.
- Ależ oczywiście, migusiem - odpowiada taksówkarz i "rusza z kopyta"
Jadą tak 20 minut, 40 minut...
- Daleko jeszcze? - pyta kobieta
- O Boże, kto tu jest? - podskakuje taksiarz
Pani Emila z "Nad Niemnem", ciężko chora na histerię, stała się kamieniem u szyi swego męża, który z wysiłkiem płynął przeciw prądowi.
Kierownik - sekretarce:
Pani Zosiu, czy może Pani przegrać naszym partnerom wyniki za kwiecień, oni zaraz podejdą.
- Dzień dobry, czy to Panom mam przegrać wyniki miesieczne?
- Dzień dobry, tak, nam, gdyby była Pani uprzejma, tu mamy czysta dyskietkę.
- Ależ oczywiście.
Wstawia dyskietkę do napędu i...
# mkfs -t vfat -c /dev/fd0h1440
# mount -t vfat -o iocharset=iso8859-2,codepage=852 /dev/fd0 /mnt/floppy
# find / -noleaf -type f -name Wyniki_Kwiecień.[a-zA-Z] -exec cp '{ }' /mnt/floppy \;
# ls -la /mnt/floppy/Wyniki_Kwiecień.[a-z][A-Z] && sync && sleep 3
wyciąga dyskietkę i podaje.
Partnerzy: o k*rwa!
Sekretarka: oj, znowu odmontować zapomniałam.
Rozmowa dwóch kumpli:
- Słyszałeś, że Stefana wczoraj dresiarze 2 razy pobili?
- Nie, a dlaczego?
- Pierwszy raz dostał bo nie chciał oddać komórki. Ale w końcu oddał.
- A drugi raz?
- To był Sagem.
- Jaka jest różnica między Jamesem Bondem a byłym premierem Oleksym?
- Bond jest szpiegiem, a Oleksy jest... łysy.
Przychodzi chłop do apteki i pyta się farmaceutki:
- Czy jest jakiś krem na bóle?
- Na bule to skacze Mateja.
Rozmawia dwóch dresów.
- Co robisz na sylwestra?
- Jeszcze nie wiem ale chyba klatkę i bicepsa.
Wsiada kanar do autobusu i mówi:
- Bileciki do kontroli!
- Nie mam - mówi pasażer.
- Nie? To teraz będzie kosztowało 70 złotych.
A pasażer na to:
- Od koników nie kupuję!
Do godzin popołudniowych prowadziła Clinton, później wszystko zaczęło się zmieniać, gdy wyborcy Trumpa skończyli pracę.
[Dziewczyna] - Miło mi cię poznać, Bruce. Wyglądasz trochę inaczej niż na zdjęciu profilowym.
[Hulk] - Autobus się spóźnić.
Kobieta do mężczyzny:
- Narzekasz, że długo rozmawiam przez telefon a przed chwilą rozmawiałam tylko 10 minut.
- Kto dzwonił?
- Pomyłka.
Dawno dawno temu żyła sobie Zosia, która sprzedawała literki. Codziennie wstawała o siódmej, ubierała się i schodziła na dół sprzedawać literki. Nie zarabiała na tym dużo i nie miała za wiele pieniędzy, ale też nie głodowała. Pieniędzy starczało jej zwykle na zupę, a czasami, gdy trafił się bogatszy klient, który mógł sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki, za zarobione pieniądze kupowała sobie do zupy kawałek chleba.
To był zwykły dzień. Zosia wstała, ubrała się i zeszła na dół sprzedawać literki. Po kilku minutach do jej sklepiku z literkami przyszła klientka, pani Ania, która miała piekarnię obok sklepiku Zosi.
Dzień dobry, Zosiu - powiedziała pani Ania - czy mogłabym cię prosić o literkę C?
Zosia podała pani Ani literkę C, a pani Ania zapłaciła, pożegnała się i wyszła.
Jakiś czas później, do sklepiku z literkami Zosi przyszedł kolejny klient. Profesor Alan poprosił Zosię o literkę A. Zosia podała mu ją, a profesor Alan podziękował, zapłacił za nią i wyszedł.
Tego dnia Zosia obsłużyła jeszcze czterech klientów. Zbliżała się już dziewiętnasta, Zosia zamierzała niedługo zamknąć sklep, ale dokładnie o osiemnastej pięćdziesiąt osiem do sklepu z literkami wszedł ostatni klient. DOCENT KAMYK, informowała przypinka przy jego garniturze. Klient wyglądał bardzo zamożnie, na takiego, który może sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki. Docent podszedł do lady i obrzucił Zosię wyzywającym spojrzeniem.
- Dzień dobry - klient miał oschły głos.
- D-dzień d-dobry - wyjąkała Zosia.
- Usłyszałem, że można tu kupić literki. Czy to prawda? - Zosia pokiwała głową - Dobrze. W takim razie poproszę jeden alfabet.
Zosia zamarła. Klient który kupował trzy literki był bogaty, ale cały alfabet..? To się po prostu nie zdarzało!
- Na co czekasz? - Na te słowa Zosia rzuciła się na zaplecze, szykować literki. Była po całym dniu pracy w sklepie, a nie miała wszystkich literek. Zaczęła wykuwać nowe literki.
Zosia jeszcze nigdy się tak nie zmęczyła. Pracowała jak tylko umiała, a robiło się coraz później. Była już dwudziesta, kiedy Zosia skończyła robić literkę Z, a przecież musiała dzisiaj kupić sobie jeszcze zupę! Przybiła wszystkie literki do deseczki i zmordowana, podała ją zniecierpliwionemu klientowi. Ten popatrzył na Zosię krytycznie i popatrzył na otrzymany alfabet.
- Ale przecież tu nie ma literki O!
Zosia prawie wyrwała deseczkę z alfabetem z rąk docenta Kamyka. Popatrzyła na nią długo, ze strachem. Rzeczywiście. Nie było literki O. Zamiast niej, pomiędzy literkami N i P widniała tylko pusta przestrzeń.
ZOSIA ONIEMIAŁA.
Jedzie blondynka w wełnianej czapce na motorze.
Policjant zatrzymuje motor i się pyta:
- Czemu pani ma wełnianą czapkę, a nie kask?
- Proszę pana, ja zrobiłam taki eksperyment. Z dwunastego piętra zrzuciłam wełnianą czapkę i kask. Kask się połamał, a czapka była cała.
Widziałem dwóch walczących niewidomych. Krzyknąłem:
- Stawiam stówę na tego z nożem!
Rozbiegli się.