Inżynier, fizyk i matematyk dostali taką samą ilość siatki ogrodzeniowej oraz polecenie otoczenia nią jak największego obszaru. Inżynier ogrodził obszar w kształcie kwadratu. Fizyk jako osoba troszkę bardziej inteligentna otoczył obszar w kształcie idealnego koła i stwierdził, iż lepiej się nie da. Matematyk natomiast postawił ogrodzenie byle jak, po czym wszedł do środka i zadeklarował:
- Jestem na zewnątrz.
Zatonął statek. Uratowali się tylko Polak, Rusek i Niemiec. Płyną w szalupie, ale zaczął doskwierać im głód. Postanowili, że zrobią losowanie. Na kogo wypadnie ten odetnie sobie jakąś część ciała i to zjedzą, żeby nie umrzeć z głodu.
Pierwsze losowanie padło na Niemca. Niemiec uciął sobie nogę, no i ją zjedli.
Po jakimś czasie głód dał się znowu we znaki. Losowanie i kolej na Ruska. Rusek uciął sobie rękę, no i ją zjedli.
Płyną dalej, ale głód znowu dał o sobie znać.
Kolej padła na Polaka. Polak zaczyna rozsuwać rozporek
- O, dzisiaj będzie parówka - cieszy się Niemiec z Ruskiem.
- Ni chu*a, zupa mleczna - odpowiada Polak.
Idzie Polak , Niemiec i Rusek przez pustynie i zachciało im sie pić. Pojawia się diabeł i mówi, że dostaną wody jeżeli w sumie będą mieli 100 cm penisa .. polak wyciąga .. 50 cm .. Niemiec 49 cm , a Rusek szuka ...i wyciąga 1 cm idą dalej .. i Polak mówi:
- Dobrze, że miałem 50 cm ..
Niemiec mówi
- Dobrze że miałem 49 cm ...
a Rusek mówi:
- Dobrze, że mi stanął :) ..
Polak pyta Francuza:
- Jak powiesz, że kochasz tą dziewczynę?
- Że TĘ, polski analfabeto.
Lecą Jelcyn z Clintonem samolotem, na misje dyplomatyczną na Jałtę...
Lecą nad USA i Jelcyn mówi:
- Ehhh Bill, wy to taki bogaty kraj!
- Dlaczego tak uważasz Borys?
- Tyle drapaczy chmur, tyle drapaczy chmur.
Lecą, lecą, lecą...
Lecą nad Rosją i Clinton mówi:
- Ehhh Borys, Ty mi mówisz, że my to bogaty kraj. Wy to dopiero bogaty kraj!
- My, dlaczego tak sądzisz???
- Tyle teleskopów, tyl...
- Nie, nie - to nie teleskopy, to nasi chłopcy z gwinta walą.
Spotyka Beduin na pustyni białego. Biały ma na ramieniu papugę, a Beduin węża wokół szyi.
- Te, biały...- mówi Beduin - skąd jesteś ?
- Z Polski.
- Słyszałem, że wy tam nieźle chlejecie, może wypijemy razem?
- No to polej!
Wypili jednego i nic, Beduin nie wierzy i pyta:
- A drugiego wypijesz?
- Wypiję!
Nalał drugiego, Polak wypił i nic.
- A trzeciego wypijesz?
- Wypiję!
Nalał znowu, wypili Polak tylko rękawem otarł gębę, a Beduin już podchmielony:
- A czwartego?
A na to papuga:
- I czwartego, i piątego, i wp***dol dostaniesz, i tego robaka Ci zjemy...
- Dlaczego w Rosji nie ma świętego Mikołaja, tylko Dziadek Mróz?
- Bo Rosjanie mają złe wspomnienia z Finem, który trafiał do wszystkich.
Polak, Rusek i Niemiec założyli się kto dłużej wytrzyma w budzie z capem... Najpierw poszedł Polak! Siedzi minute, dwie...Po 5 minutach wyskakuje z budy i krzyczy
-Nie mogę! Nie mogę!
Później poszedł Niemiec. Siedzi dwie minuty, 5 minut... Po 8 minutach wybiega z budy i krzyczy!
- Nie mogę! Nie mogę!
Jako ostatni idzie Rusek! Wchodzi do budy z capem i siedzi tam sekundę... Po 5 sekundach z budy wybiega cap i krzyczy
- Nie mogę! Nie mogę!
Byli sobie Polak Rusek i Niemiec, spotkali się i Niemiec mówi:
- Ja to potrafię kataną przeciąć muchę na dwie równe części!
Na to Rusek:
- No to się przekonajmy.
Znaleźli jakąś muchę, zaczyna lata. Niemiec wziął zamach kataną i bum-mucha przecięta na dwie równe części. Odzywa się Rusek:
- E tam, ja to potrafię muchę przeciąć na cztery równe części!
Zrobili tak samo jak w przypadku Niemca, Rusek bierze zamach kataną i bum-mucha przecięta na cztery równe części. Odzywa się Polak:
- A ja zrobię coś, czego nikt nie potrafi.
Poszukali trzecią muchę, Polak bierze zamach kataną i bum, lecz mucha żyje-spokojnie sobie leci, Rusek i Niemiec się śmieją:
- Ty Polak nic nie potrafisz! Nawet muchy na pół przeciąć nie umiesz!
Polak na to:
- Kto mówił, że będę ją na pół przecinał? Ja ją obrzezałem!
Siedzi Mohammed w kucki w Berlinie i pluje na ziemię przez dziurę w zębach. Nagle pojawia się wróżka i mówi:
- Jestem socjalistyczno-liberalną wróżką! Chcę spełnić twoje trzy życzenia!
- Spójrz, jaką mam dziurę w zębach! Chcę, żeby mnie wyleczyli i wstawili wszystkie nowe zęby!
Ledwie Muhammad wypowiedział życzenie, natychmiast wskoczył do gabinetu protetyki i bezpłatnego leczenia zębów dla uchodźców. Po chwili na ustach zabłyszczał mu śnieżnobiały uśmiech a la Hollywood.
- To teraz drugie życzenie. Brakuje mi czterech żon i piętnastu dzieci, rodziców, trzech braci i dwóch sióstr, rodziców, pięciu braci i siostry mojej żony! Chcę zamieszkać z nimi w luksusowej willi i mieć zawsze dużo pieniędzy!
Ledwie Muhammad skończył - już był w pięknej willi! Na stole ujrzał tekst ustawy o łączeniu rodzin dla obcokrajowców, wydruki z kont bankowych z informacjami o przelewach od państwa. Dom w pełni umeblowany i wyposażony w urządzenia elektryczne zgodnie z "Ustawą o pomocy w zakupie mebli i sprzętu AGD dla uchodźców".
Szczęśliwy Mohammed w końcu mówi:
- Chcę być prawdziwym Niemcem. Nie tylko mieć obywatelstwo. Chcę być niebieskookim blondynem i nazywać się Fritz Schulz!
Zanim zdążył dokończyć zdanie, wszystko zniknęło, a on patrzy, że znów siedzi na tyłku i pluje na ziemię przez dziurę w zębach.
- Co się stało?! - pyta wróżkę.
- Nie wstyd ci, Schulz, błagać o pomoc?! Musisz zadbać o siebie sam! Idź i szukaj pracy!
98-letni staruszek przychodzi do lekarza na badania kontrolne. Lekarz pyta go o samopoczucie, na co staruszek odpowiada:
- Nigdy nie czułem się lepiej. Mam 18-letnią narzeczoną. Jest w ciąży i wkrótce będziemy mieć syna.
Doktor myśli chwilę i mówi:
- Niech pan pozwoli, że opowiem panu pewną historię: Pewien myśliwy, który nigdy nie zapominał o sezonie myśliwskim, wyszedł raz z domu w takim pośpiechu, że zamiast strzelby wziął ze sobą parasol. Kiedy znalazł się w lesie, z krzaków wyszedł ogromny niedźwiedź. Myśliwy wyciągnął parasol, wycelował w niedźwiedzia i wypalił. I wie pan co stało się potem?
- Nie - odpowiada staruszek.
- Niedźwiedź padł martwy jak kłoda.
- Niemożliwe! - wykrzyknął staruszek. - Ktoś inny musiał strzelić z boku!
- I do tego punktu właśnie zmierzałem...
Czemu piromani podpalają budynki?
Bo lubią podgrzewać atmosferę.
Kłótnia między bratem i siostrą. Mama rozdziela rodzeństwo i mówi do syna:
- Jak ty możesz mówić, że ona jest głupia? Przeproś ją natychmiast i powiedz, że żałujesz!
- Dobrze, mamo - odpowiada brat, po czym zwraca się do siostry - Żałuję, że jesteś głupia.
Dawno dawno temu żyła sobie Zosia, która sprzedawała literki. Codziennie wstawała o siódmej, ubierała się i schodziła na dół sprzedawać literki. Nie zarabiała na tym dużo i nie miała za wiele pieniędzy, ale też nie głodowała. Pieniędzy starczało jej zwykle na zupę, a czasami, gdy trafił się bogatszy klient, który mógł sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki, za zarobione pieniądze kupowała sobie do zupy kawałek chleba.
To był zwykły dzień. Zosia wstała, ubrała się i zeszła na dół sprzedawać literki. Po kilku minutach do jej sklepiku z literkami przyszła klientka, pani Ania, która miała piekarnię obok sklepiku Zosi.
Dzień dobry, Zosiu - powiedziała pani Ania - czy mogłabym cię prosić o literkę C?
Zosia podała pani Ani literkę C, a pani Ania zapłaciła, pożegnała się i wyszła.
Jakiś czas później, do sklepiku z literkami Zosi przyszedł kolejny klient. Profesor Alan poprosił Zosię o literkę A. Zosia podała mu ją, a profesor Alan podziękował, zapłacił za nią i wyszedł.
Tego dnia Zosia obsłużyła jeszcze czterech klientów. Zbliżała się już dziewiętnasta, Zosia zamierzała niedługo zamknąć sklep, ale dokładnie o osiemnastej pięćdziesiąt osiem do sklepu z literkami wszedł ostatni klient. DOCENT KAMYK, informowała przypinka przy jego garniturze. Klient wyglądał bardzo zamożnie, na takiego, który może sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki. Docent podszedł do lady i obrzucił Zosię wyzywającym spojrzeniem.
- Dzień dobry - klient miał oschły głos.
- D-dzień d-dobry - wyjąkała Zosia.
- Usłyszałem, że można tu kupić literki. Czy to prawda? - Zosia pokiwała głową - Dobrze. W takim razie poproszę jeden alfabet.
Zosia zamarła. Klient który kupował trzy literki był bogaty, ale cały alfabet..? To się po prostu nie zdarzało!
- Na co czekasz? - Na te słowa Zosia rzuciła się na zaplecze, szykować literki. Była po całym dniu pracy w sklepie, a nie miała wszystkich literek. Zaczęła wykuwać nowe literki.
Zosia jeszcze nigdy się tak nie zmęczyła. Pracowała jak tylko umiała, a robiło się coraz później. Była już dwudziesta, kiedy Zosia skończyła robić literkę Z, a przecież musiała dzisiaj kupić sobie jeszcze zupę! Przybiła wszystkie literki do deseczki i zmordowana, podała ją zniecierpliwionemu klientowi. Ten popatrzył na Zosię krytycznie i popatrzył na otrzymany alfabet.
- Ale przecież tu nie ma literki O!
Zosia prawie wyrwała deseczkę z alfabetem z rąk docenta Kamyka. Popatrzyła na nią długo, ze strachem. Rzeczywiście. Nie było literki O. Zamiast niej, pomiędzy literkami N i P widniała tylko pusta przestrzeń.
ZOSIA ONIEMIAŁA.
Mąż dzwoni do żony i od razu zadaje pytanie:
- Kochanie, z czym była dzisiejsza zupa?
- Z sekretnym składnikiem - Odpowiada żona.
- To go wyjaw, bo lekarze nie wiedzą, co robić...
Jak nazywa się ochroniarz ochraniający celebrytów?
Bronisław.