Polak, Rosjanin i inni. Dowcipy O Polaku, Rosjaninie, Niemcu i innych - Najlepsze

Anglik, Amerykanin i Rosjanin kłócą się o to, kto powie największą bzdurę. Zaczyna Anglik:
- Dżentelmen z Londynu przepłynął Atlantyk w samej wannie.
- Dżentelmen z Nowego Jorku - przebija Amerykanin, skoczył z dachu wieżowca i lecąc z parasolem bezpiecznie wylądował na ziemi.
Na co Rosjanin:
- Dżentelmen z Moskwy...
- Wygrał. - mówi Anglik
- Wygrał. - zgadza się Amerykanin

Oceń:

Żyd prowadzi sklep "Mydło i powidło", czyli ma tam wszystko i nic. Pewnego dnia wpada do niego Chińczyk i pyta:
- Ma pan może staniki w rozmiarze takim a takim, taki a taki fason, w czarnym kolorze?
- No, mam.
- A po ile?
- Po piętnaście dolarów.
- To ja bym wziął z 50 sztuk.
Żyd nieco zdziwiony, ale zadowolony z transakcji zapakował, podziękował. Na drugi dzień ten sam Chińczyk znów pyta o takie same staniki.
- No, mam.
- A po ile?
Żyd, wietrząc niezły interes, mówi:
- A po siedemnaście dolarów...
- To ja wezmę 100 sztuk.
Żyd jeszcze bardziej zdziwiony i jeszcze bardziej zadowolony, niż poprzednio, cieszy się z zarobionej forsy. Następnego dnia wpada znów ten sam Chińczyk i pyta, czy są jeszcze takie staniki.
- No, są.
- A po ile?
- Po dwadzieścia dolarów!
- To da pan 150 sztuk...
Żyd nie wytrzymuje w końcu i mówi:
- Ja panu sprzedam i pięćset tych staników, tylko niech mi pan powie, co do cholery pan z tym wszystkim robi! Masz pan jakąś hurtownię, czy jak?
- Nie, jaką znów hurtownię?! - śmieje się Chińczyk.
- Tu obcinam o to, tu taką tasiemkę też ucinam i Żydom jako jarmułki po trzydzieści dolców za sztukę sprzedaję...

Zrobiono światowe mistrzostwa w piciu wódki. Zmierzyli się ze sobą najlepsi reprezentanci Rosji, Polski, Ameryki oraz Chin. Po jakiejś godzinie odpadły Chiny, Amerykanie zaczęli się chwiać, a Rosjanie i Polacy piją dalej. Po trzech godzinach ostatni z Amerykanów odpadł, a Polacy i Rosjanie nadal stoją sztywno. Po jakichś dziesięciu godzinach Polacy wciąż się trzymają, a Rosjanie zaczynają się chwiać. Nagle odzywa się jeden z Polaków:
- Dobra. Oddajemy walkowerem.
Zdziwiło to wszystkich zgromadzonych, nawet sędziego:
- Ale co się stało? Prawie wygraliście!
Na to jeden z Polaków:
- Musim już iść. My się do baru umówili.

Oceń:

W knajpie w Rosji:
- Macie coś wegetariańskiego?
- Tak. Wódkę z pszenicy, piwo z chmielu i wino z winogron.

Oceń:

Złapali bandyci nowego Ruskiego, wrzucili do bagażnika i zawieźli w odludne miejsce nad rzekę. Podtopili go na 10 sekund i pytają:
- Pieniądze?
- Nie.
Podtopili na 20 sekund i pytają:
- Kosztowności?
- Nie.
Podtopili na pół minuty i pytają:
- Złoto?
- Nie! Słuchajcie, albo dajcie latarkę, albo głębiej mnie zanurzajcie, bo tu nic nie widać.

Oceń:

Irish government asked a question to its citizens:
Is the Polish immigration a serious problem?
35% respondents said: Yes, it is a serious problem!
65% respondents said: Absolutnie k*rwa żaden!

Oceń:

Lucyfer przeprowadza inspekcję w piekle. Podchodzi do pierwszego kotła, którego pilnuje aż 10 diabłów i pyta:
- Dlaczego aż 10 diabłów pilnuje tego kotła?
- Bo w tym kotle gotują się Amerykanie, a oni są ambitni i każdy co chwilę usiłuje wyskoczyć.
Lucyfer idzie dalej i zauważa kocioł, a przy nim 5 diabłów. Podchodzi i pyta:
- Czy tu tylko 5 diabłów wystarczy?
- Tak, w kotle gotują się Anglicy, są ambitni, ale przy tym trochę flegmatyczni, więc 5 wystarczy.
Następnie Lucyfer podchodzi do kotła, przy którym stoi jeden diabeł i zadaje mu pytanie:
- Czy ty tu sam wystarczysz, aby przypilnować kotła?
- Tak, bo w kotle gotują się Niemcy, to zdyscyplinowany naród, więc jeden diabeł wystarczy.
Lucyfer, idąc dalej, zauważa kocioł, którego nikt nie pilnuje. Chodzi i szuka jakiegoś diabła, który by mu wyjaśnił zaistniałą sytuację. W końcu znajduje gdzieś odpoczywającego diabła, więc podchodzi i pyta:
- Dlaczego nikt nie pilnuje tego kotła?
- Bo w nim znajdują się Polacy.
- Czy ci ludzie nie chcą wydostać się z tego kotła?
- Ależ chcą, tylko jak już jeden próbuje się wydostać i wspina się na ściankę, to reszta go łapie i ściąga z powrotem na dół.

Po powrocie z kosmosu Neil Amstrong wszedł do siedziby NASA i rzekł:
- Nigdy nie dotarłbym na Księżyc bez pomocy państwa, wspaniałych naukowców Ameryki! Odśpiewajmy teraz razem nasz piękny hymn państwowy.
Sala wypełniła się śpiewem: "Deutschland, Deutschland, über alles..."

Oceń:

Król Artur szykował się na krucjatę i zawołał jednego ze swoich podwładnych i powiedział:
- Tu jest klucz do pasa cnoty mojej żony. Jeśli nie wrócę wciągu 10 lat, możesz go użyć.
Jego wysokość minął drewniany most i ruszył przed siebie zakurzona drogą. Zatrzymał się, zawrócił konia i ostatni raz spojrzał na zamek. Nagle zobaczył biegnącego w jego stronę podwładnego, który krzyczał:
- Stop, najjaśniejszy panie! Całe szczęście udało mi się jeszcze zdążyć! Klucz nie pasuje!

Oceń:

Do baru wchodzą Polak, lisek i Niemiec
- Czego byś się napił? - pyta się barmanka liska
- Nie wiem, ja tu jestem z powodu autokorekty - odpowiedział lisek

Oceń:

Wyróżniona gra

A może dowcipy na email?

Dodaj dowcip Poczekalnia (128)

Dowcipy w tej kategorii

Kategorie

Losowe dowcipy

Polecane dowcipy

Lata 80. Po przegranym meczu reprezentacji Polski z Luksemburgiem 0:3, polscy piłkarze boją się opuszczać swoje domy. Obawa przed gniewem kibiców jest olbrzymia. Zdenerwowany Boniek rozmawia przez telefon z Szarmachem:
- Andrzej, co mam zrobić? Żona kazała mi zrobić zakupy, a ja boję się wyjść z domu.
- Przebierz się za kogoś.
Boniek przebrał się za zakonnicę i poszedł na zakupy. W pewnej chwili w sklepie słyszy za sobą:
- Siostro Boniek! Siostro Boniek!
Przerażony Boniek ucieka w drugi koniec sklepu, ale tu też słyszy:
- Siostro Boniek! Siostro Boniek!
Boniek znów nogi za pas, chowa się za regałami sklepowymi, a tu znowu:
- Siostro Boniek! Siostro Boniek!
Boniek nie wytrzymuje, odwraca się...
- Siostro Boniek! To ja, siostra Żmuda...
(Szarmach, Boniek, Żmuda - piłkarze ówczesnej polskiej reprezentacji)

Zobacz cały dowcip

Po czym poznać że polityk kłamie?

To proste, wystarczy spojrzeć na twarz. Jeśli rusza ustami, to znaczy, że kłamie.

Zobacz cały dowcip

Koniec roku szkolnego. Synek przychodzi ze szkoły.
- Tato, Ty to masz szczęście do pieniędzy.
- Dlaczego?
- Nie musisz kupować książek na przyszły rok - zostaję w tej samej klasie.

Zobacz cały dowcip

Popularne kawały

- Trudno mi zdiagnozować konkretną przyczynę dolegliwości, ale myślę, że to wina nadużywania alkoholu.
- Dobrze Panie doktorze, przyjdę gdy będzie Pan trzeźwy.

Zobacz cały dowcip

Klientka w chińskiej restauracji pyta kelnerkę:
- Co pani dziś poleca? Kurczaka orientalnego czy Kaczkę w sosie słodko-kwaśnym?
- Aaa... Jeden pies.

Zobacz cały dowcip

Dawno dawno temu żyła sobie Zosia, która sprzedawała literki. Codziennie wstawała o siódmej, ubierała się i schodziła na dół sprzedawać literki. Nie zarabiała na tym dużo i nie miała za wiele pieniędzy, ale też nie głodowała. Pieniędzy starczało jej zwykle na zupę, a czasami, gdy trafił się bogatszy klient, który mógł sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki, za zarobione pieniądze kupowała sobie do zupy kawałek chleba.
To był zwykły dzień. Zosia wstała, ubrała się i zeszła na dół sprzedawać literki. Po kilku minutach do jej sklepiku z literkami przyszła klientka, pani Ania, która miała piekarnię obok sklepiku Zosi.
Dzień dobry, Zosiu - powiedziała pani Ania - czy mogłabym cię prosić o literkę C?
Zosia podała pani Ani literkę C, a pani Ania zapłaciła, pożegnała się i wyszła.
Jakiś czas później, do sklepiku z literkami Zosi przyszedł kolejny klient. Profesor Alan poprosił Zosię o literkę A. Zosia podała mu ją, a profesor Alan podziękował, zapłacił za nią i wyszedł.
Tego dnia Zosia obsłużyła jeszcze czterech klientów. Zbliżała się już dziewiętnasta, Zosia zamierzała niedługo zamknąć sklep, ale dokładnie o osiemnastej pięćdziesiąt osiem do sklepu z literkami wszedł ostatni klient. DOCENT KAMYK, informowała przypinka przy jego garniturze. Klient wyglądał bardzo zamożnie, na takiego, który może sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki. Docent podszedł do lady i obrzucił Zosię wyzywającym spojrzeniem.
- Dzień dobry - klient miał oschły głos.
- D-dzień d-dobry - wyjąkała Zosia.
- Usłyszałem, że można tu kupić literki. Czy to prawda? - Zosia pokiwała głową - Dobrze. W takim razie poproszę jeden alfabet.
Zosia zamarła. Klient który kupował trzy literki był bogaty, ale cały alfabet..? To się po prostu nie zdarzało!
- Na co czekasz? - Na te słowa Zosia rzuciła się na zaplecze, szykować literki. Była po całym dniu pracy w sklepie, a nie miała wszystkich literek. Zaczęła wykuwać nowe literki.
Zosia jeszcze nigdy się tak nie zmęczyła. Pracowała jak tylko umiała, a robiło się coraz później. Była już dwudziesta, kiedy Zosia skończyła robić literkę Z, a przecież musiała dzisiaj kupić sobie jeszcze zupę! Przybiła wszystkie literki do deseczki i zmordowana, podała ją zniecierpliwionemu klientowi. Ten popatrzył na Zosię krytycznie i popatrzył na otrzymany alfabet.
- Ale przecież tu nie ma literki O!
Zosia prawie wyrwała deseczkę z alfabetem z rąk docenta Kamyka. Popatrzyła na nią długo, ze strachem. Rzeczywiście. Nie było literki O. Zamiast niej, pomiędzy literkami N i P widniała tylko pusta przestrzeń.

ZOSIA ONIEMIAŁA.

Zobacz cały dowcip