Przychodzi baba do lekarza ze studentem w dupie, a lekarz na to:
- O, widzę że pani z dziekanatu
Wraca koleś autobusem, okropnie zmęczony po ciężkim dniu pracy. Siedzi, a nad nim dwa mohery obrabiają mu dupę, bo im miejsca nie ustąpił:
- Ja wychowałam 5 dzieci i każde by ustąpiło!
- Ja wychowałam 10 dzieci i każde by ustąpiło! itd.
Na co koleś, gdy już nie wytrzymał:
- Jak żeście k***a tłoku narobiły to teraz stójcie!
Jedzie dwóch gangsterów samochodem. Nagle na ulicę wybiega pedał Jan.
Jeden z bandziorów wysiada i mówi:
- Człowieku, co ty odpie*dalasz?
- Posłuchaj, złotówka Ci upadła.
Gangster schyla się, a Jan go ładuje w dupę. Nagle wysiada z samochodu drugi bandzior i strzela pedałowi w głowę. Idąc do nieba, pedał spotyka św Piotra. Piotr zaczyna go oprowadzać po niebie. Nagle Pedał wytrącił mu z ręki klucze. Piotr schyla się, a pedał go ładuje w dupala.
Św Piotr na to:
- Od dzisiaj ch*ju mieszkasz w piekle!
Po trzech dniach Piotr rozmyśla... (może źle że wysłałem tego człowieka do diabła... pewnie to dobry chłopak...)
Postanowił po niego zejść.
Zjeżdża na dół, wysiada z windy i widzi, że w całym piekle w pizdu zimno. Podchodzi do diabła, który siedzi na tronie w kurtce puchowej i mówi:
- Ty.... czemu tu taka Pizgawka?
- Takiś kozak?To się po węgiel schyl.
Siedzi sobie czterech kolesi, grają na konsoli i palą trawkę. Nagle jeden mówi:
- Słuchajcie chłopaki, podobno jak się wciągnie bąka z dupy to jest większa faza.
Kumple z aprobatą przyjęli pomysł i oddelegowali najgrubszego, żeby wypiął dupę i pierdział. Gruby opuścił spodnie i wystawił dupę. Pierwszy koleś nachylił się, gruby pierdnął, koleś wciągnął i:
- Ja pie*dole, ale faza! - wykrzyknął i padł na podłogę uśmiechnięty.
Drugi nachylił się, wciągnął i:
- Ja pie*dole ale faza! - wykrzyknął i padł na podłogę uśmiechnięty.
Nachylił się trzeci, gruby pierdnął, koleś wciąga i nagle zaczyna się dusić, krztusić, kaszleć, pada na podłogę cały siny...
- Ej stary co się stało - pytają kumple - co jest ku*wa?!?
Koleś próbując złapać oddech, cały czerwony i zapłakany, wyszeptał:
- Kometa.
Gówno, nie wszyscy mogą mieć równo. Na każdego to wypadnie, co ukradnie. A więc mamy przepis świeży, ile komu się należy:
- Premier: mercedes, whisky i artystki.
- Minister:ford, koniaki i kociaki.
- Dyrektorzy: opel, starka i sekretarka.
- Kierownicy: fiat, wyborowa i koleżanka biurowa.
- Pracownicy umysłowi: autobus, czysta czerwona i własna żona.
- Pracownicy wykwalifikowani: motocykl, dwa piwa i byle dziwa.
- Pracownicy niewykwalifikowani: tramwaj, zupa i byle dupa.
- Robotnicy: łopata, taczki i dupa sprzątaczki.
- Rolnicy: bimber, kilka uli i dupa krasuli.
- Bezrobotni: modlitwa, łączka i własna rączka.
- Więźniowie: okno, krata i dupa kamrata.
- Emeryci: telewizor, herbatka oraz "Jacek i Agatka".
Szedł sobie jeżyk przez sad, nagle spadło przed nim jabłko. Już miał je zjeść, gdy nie wiedzieć skąd pojawiła się wielka dupa i zjadła jabłko.
Co to było? - powiedział na głos zdziwiony jeżyk.
Wtedy wielka dupa pojawiła się ponownie i odpowiedziała:
- Antonówka.
Przychodzi pedał do apteki:
- Dzień dobry, jest wazelina?
- Tak, proszę została ostatnia tubka.
- Uff, normalnie dupę mi pani uratowała.
Jedzie dwóch pedałów Fiatem Cinquecento. W pewnym momencie z naprzeciwka wyjeżdża im czarne BMW. Dochodzi do zderzenia, a że koksy z BMW w bagażniku miały trupa, były zmuszone dogadać się z pedałami. Obie strony wychodzą z samochodu po czym jeden z pedałów widząc uszkodzenia mówi:
- O kurczę cały przód roztrzaskany....Jerzy, dzwoń na policję!
- Ale Panowie może to jakoś załatwimy?
- Jerzy, dzwoń!
- Myślę że 500 zł powinno załatwić sprawę
- Nie ma mowy! Jerzy dzwoń!
- No Panowie, bądźcie wyrozumiali, 1000 zł i nikt nic nie widział i nie słyszał.
- Wykluczone sprawą zajmie się policja!
- A to ch*j wam w dupę!
- Zaraz, zaraz, Jerzy nie dzwoń! Panowie chcą negocjować.
Pani na lekcji pyta dzieci co widziały po drodze idąc do szkoły?
Karolcia:
- Ludzi.
Bardzo dobrze - mówi pani.
Adaś:
- Samochody.
Bardzo dobrze - mówi pani.
- Jasiu, a ty co widziałeś?
Jasiu wstaje i mówi:
- Krzyż, drzewa, płoty...
- A co zrobiłeś przed krzyżem? - zapytała nauczycielka.
- Przeżegnałem się.
- A dlaczego przeżegnałeś się przed krzyżem, a nie przed drzewem? To drzewo i to drzewo.
Jaś chwile pomyślał i pyta nauczycielkę:
- Ma pani męża?
- Mam.
- To dlaczego całuje pani męża w usta, a nie w dupę. To ciało i to ciało.
Redaktor przeprowadza wywiad z trzema pedałami. Pyta pierwszego:
- Jaki pan najbardziej lubi sport?
- Boks.
- A dlaczego boks?
- Bo mężczyźni są tacy umięśnieni.
Pyta drugiego.
- Koszykówkę.
- A dlaczego koszykówkę?
- Bo mężczyźni są tacy wysocy i jak rzucają to widać im pachy.
Pyta trzeciego.
- Piłkę nożna.
- A dlaczego piłkę nożną?
- No, bo biegniesz z piłką, podajesz, on ci odgrywa, mijasz obrońcę, potem bramkarza, jesteś sam na sam z bramką, nie trafiasz i 10 000 kibiców krzyczy: "Ch...j ci w dupę", a ty leżysz i marzysz.
Premier Morawiecki pociesza Polaka:
- Gdybym nie był premierem to byłbym przedsiębiorcą.
- Gdyby pan nie był premierem też byłbym dalej przedsiębiorcą.
- Dzień dobry, chciałbym anulować bilet.
- Wyjazd jest w tym tygodniu, więc będzie dopłata 10 zł.
- A ile kosztuje zmiana terminu?
- Nic.
- To w takim razie chciałbym przełożyć bilet na następną środę.
- Gotowe.
- Ok, to w takim razie teraz chciałbym anulować bilet.
Do drzwi chaty drwala pukają jego koledzy.
- Co was tu sprowadza?
- Kilka minut temu znaleźliśmy w lesie ciało mężczyzny. Baliśmy się, że to możesz być ty.
- A jak wyglądał ten facet?
- No... Taki twojego wzrostu, włosy takie jak twoje...
- A miał na sobie czerwoną koszulę w kratkę?
- Nie.
- W takim razie to nie byłem ja.
Żona dzwoni do męża:
- Gdzie jesteś?
- W pracy.
- Tak, przecież słyszę w tle te pijackie rozmowy.
- Kiedy ty kur*a zrozumiesz, że jestem barmanem?!
- Panie Leonardzie, co pan robił w laboratorium z trzema asystentkami?
- Nic...
- To dlaczego ten królik patrzy na pana z takim szacunkiem?
Dawno dawno temu żyła sobie Zosia, która sprzedawała literki. Codziennie wstawała o siódmej, ubierała się i schodziła na dół sprzedawać literki. Nie zarabiała na tym dużo i nie miała za wiele pieniędzy, ale też nie głodowała. Pieniędzy starczało jej zwykle na zupę, a czasami, gdy trafił się bogatszy klient, który mógł sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki, za zarobione pieniądze kupowała sobie do zupy kawałek chleba.
To był zwykły dzień. Zosia wstała, ubrała się i zeszła na dół sprzedawać literki. Po kilku minutach do jej sklepiku z literkami przyszła klientka, pani Ania, która miała piekarnię obok sklepiku Zosi.
Dzień dobry, Zosiu - powiedziała pani Ania - czy mogłabym cię prosić o literkę C?
Zosia podała pani Ani literkę C, a pani Ania zapłaciła, pożegnała się i wyszła.
Jakiś czas później, do sklepiku z literkami Zosi przyszedł kolejny klient. Profesor Alan poprosił Zosię o literkę A. Zosia podała mu ją, a profesor Alan podziękował, zapłacił za nią i wyszedł.
Tego dnia Zosia obsłużyła jeszcze czterech klientów. Zbliżała się już dziewiętnasta, Zosia zamierzała niedługo zamknąć sklep, ale dokładnie o osiemnastej pięćdziesiąt osiem do sklepu z literkami wszedł ostatni klient. DOCENT KAMYK, informowała przypinka przy jego garniturze. Klient wyglądał bardzo zamożnie, na takiego, który może sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki. Docent podszedł do lady i obrzucił Zosię wyzywającym spojrzeniem.
- Dzień dobry - klient miał oschły głos.
- D-dzień d-dobry - wyjąkała Zosia.
- Usłyszałem, że można tu kupić literki. Czy to prawda? - Zosia pokiwała głową - Dobrze. W takim razie poproszę jeden alfabet.
Zosia zamarła. Klient który kupował trzy literki był bogaty, ale cały alfabet..? To się po prostu nie zdarzało!
- Na co czekasz? - Na te słowa Zosia rzuciła się na zaplecze, szykować literki. Była po całym dniu pracy w sklepie, a nie miała wszystkich literek. Zaczęła wykuwać nowe literki.
Zosia jeszcze nigdy się tak nie zmęczyła. Pracowała jak tylko umiała, a robiło się coraz później. Była już dwudziesta, kiedy Zosia skończyła robić literkę Z, a przecież musiała dzisiaj kupić sobie jeszcze zupę! Przybiła wszystkie literki do deseczki i zmordowana, podała ją zniecierpliwionemu klientowi. Ten popatrzył na Zosię krytycznie i popatrzył na otrzymany alfabet.
- Ale przecież tu nie ma literki O!
Zosia prawie wyrwała deseczkę z alfabetem z rąk docenta Kamyka. Popatrzyła na nią długo, ze strachem. Rzeczywiście. Nie było literki O. Zamiast niej, pomiędzy literkami N i P widniała tylko pusta przestrzeń.
ZOSIA ONIEMIAŁA.