Właśnie się dowiedziałem, że moje sąsiadki to lesbijki. Będę miał ręce pełne roboty! W jednej lornetka, w drugiej...
- Sąsiedzie! Jak to jest, że majster wasze mieszkanie wypolerował w dwa dni, a w naszym już tydzień poleruje i nie może skończyć.
- To proste. Moja córka ma trzy latka, a twoja osiemnaście.
Matka rano do syna:
- Co to był za łomot w nocy, jak wróciłeś?
- A nic, kurtka mi spadła.
- To co tam było w tej kurtce?
- Ja.
- W żaden sposób nie mogę pozbyć się pluskiew z kanapy...
- A próbował pan wynosić kanapę na mróz?
- Próbowałem, ale wnoszą ją z powrotem.
Szedł sobie facet ulicą. Patrzy, a na kamienicy napis: "Wejdź do pokoju cudów".
Wchodzi. Patrzy, a na środku pokoju krzesło, a nad nim - w suficie - dziura. Siada na krześle, a ono - myk - w górę. Głowa mu idealnie wchodzi w dziurę.
I nagle facet czuje, jak mu ktoś w łeb przypierdziela mocnego kopa!
Wku*wiony na maksa, schodzi z krzesła i biegiem zapieprza na górę. Wchodzi do pokoju - pusto, nikogo nie ma. Chwilę się rozgląda, aż tu nagle...
Z dziury w podłodze wysuwa się jakaś głowa...
Stary kryminalista poślubił młodą dziewczynę. Za parę tygodni żona przychodzi do niego i mówi:
- Kochanie, mój trener fitnessu chciał się ze mną przespać.
Mąż woła:
- Wowik!
TUP, TUP, TUP! Przychodzi Wowik. Chłop 2x2, pięści i łeb kwadratowe jak z Minecrafta, w oczach inteligencja goryla i wierność psa.
- Wowik, trenera fitnessu - do piwnicy.
Za jakiś czas przychodzi żona:
- Kochanie, twój kierowca chciał się ze mną przespać!
- Wowik!
TUP, TUP, TUP!
- Kierowcę do piwnicy!
Znowu za jakiś czas przychodzi żona:
- Kochanie, Wowik chciał się ze mną przespać!
- WOWIK!
TUP, TUP, TUP!
- Wowik! Tę zdzirę - do piwnicy!
Mały Eskimos nie znosił miejsca w którym mieszkał. Mierziły go pingwiny, mróz i niedźwiedzie polarne. Obiecał sobie, że gdy dorośnie, wyjedzie. Tak też zrobił. Żeby mieć pewność, przywiązał do dachu samochodu sanie i stwierdził, że zatrzyma się dopiero tam, gdzie ludzie nie będą wiedzieli, co to jest - tam na bank nie będzie zimy. Jechał i jechał, aż dotarł do Zimbabwe. To jest to miejsce! Jego szczęście nie znało granic. Pisywał regularnie do domu i opowiadał, jak mu ciepło i jaki jest szczęśliwy.
Jednak pewnego dnia listy przestały docierać. Zaniepokojony ojciec poleciał do Zimbabwe sprawdzić, co dzieje się z jego dzieckiem. Przyjechał do wioski, w której mieszkał, odnalazł człowieka, u którego pracował jego syn i pyta, co się stało.
Pracodawca na to:
- Nie mam bladego pojęcia, był taki szczęśliwy, dla mnie to wielka strata, świetny, sumienny pracownik, ale któregoś dnia przywiązał do dachu samochodu Murzyna i odjechał w pi*du...
Terapeuta kazał mi napisać listy do osób, których nienawidzę, a potem je spalić.
Tylko co z listami?
Icek od tygodnia modli się przy Ścianie Płaczu:
- Boże! Ześlij mi bogactwo!
Mija drugi tydzień, dalej się modli, trzeci... W końcu nie wytrzymał:
- Boże! Można pomyśleć, że ja tu ze ścianą rozmawiam!
Na łące pasie się wielki byk. Odgania ogonem muchy i szczypie zieloną trawkę. W pewnym momencie zauważa kątem oka wychodzącego zza pagórka białego królika, który coś krzyczy. Byk wraca do jedzenia a zbliżający się królik wrzeszczy:
- Z drogi bo idzie królik król zwierząt.
Byk dalej zajada trawę i macha ogonem. Królik stanął za nim i mówi:
- Jak zaraz nie odejdziesz to gorzko tego pożałujesz. Liczę do trzech: razzzzz......, dwaaaaaa..................
W tej chwili byk (tak jak to byki robią często), walnął wielkiego placka i to tak, że trafił prosto w królika, po czym wrócił do jedzenia.
Po kilku minutach z kupy "wynurza" się brązowy królik i pyta:
- Co, zesrałeś się ze strachu cwaniaczku ?
Marian całe życie lubił się zakładać. Ostatnim jego zakładem był zakład pogrzebowy.
Na łożu śmierci leży znany wszystkim zgrywus i żartowniś, zebrała się cała rodzina:
- Żono pamiętasz to futro z norek za 1000$, które ci spłonęło? To ja je podpaliłem, a ty braciszku pamiętasz wybuch samochodu? To też ja, a ty ciociu, pamiętasz pożar w willi? to też moja sprawka - proszę wybaczcie mi to, i mam jeszcze ostatnią prośbę, jak umrę połóżcie mnie na brzuchu, wsadźcie mi w tyłek świeczkę i ją zapalcie.
Zmarł.
Rodzina postanowiła spełnić ostatnią prośbę, stoją w kaplicy żałobnej nad nieboszczykiem, a po 5 minutach wpada oddział policji:
- Stać, podobno ktoś tu znęca się nad zwłokami!!!
Został Jasiu wezwany do sądu za rozwalenie domu sąsiadowi.
Sąd pyta sąsiada:
- Co się stało?
- Jasiu rozwalił mi chałupę.
- Nie, to nie prawda. - mówi Jasiu.
- No dobrze, co masz na swoją obronę Jasiu?
- Czołg w stodole.
Dawno dawno temu żyła sobie Zosia, która sprzedawała literki. Codziennie wstawała o siódmej, ubierała się i schodziła na dół sprzedawać literki. Nie zarabiała na tym dużo i nie miała za wiele pieniędzy, ale też nie głodowała. Pieniędzy starczało jej zwykle na zupę, a czasami, gdy trafił się bogatszy klient, który mógł sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki, za zarobione pieniądze kupowała sobie do zupy kawałek chleba.
To był zwykły dzień. Zosia wstała, ubrała się i zeszła na dół sprzedawać literki. Po kilku minutach do jej sklepiku z literkami przyszła klientka, pani Ania, która miała piekarnię obok sklepiku Zosi.
Dzień dobry, Zosiu - powiedziała pani Ania - czy mogłabym cię prosić o literkę C?
Zosia podała pani Ani literkę C, a pani Ania zapłaciła, pożegnała się i wyszła.
Jakiś czas później, do sklepiku z literkami Zosi przyszedł kolejny klient. Profesor Alan poprosił Zosię o literkę A. Zosia podała mu ją, a profesor Alan podziękował, zapłacił za nią i wyszedł.
Tego dnia Zosia obsłużyła jeszcze czterech klientów. Zbliżała się już dziewiętnasta, Zosia zamierzała niedługo zamknąć sklep, ale dokładnie o osiemnastej pięćdziesiąt osiem do sklepu z literkami wszedł ostatni klient. DOCENT KAMYK, informowała przypinka przy jego garniturze. Klient wyglądał bardzo zamożnie, na takiego, który może sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki. Docent podszedł do lady i obrzucił Zosię wyzywającym spojrzeniem.
- Dzień dobry - klient miał oschły głos.
- D-dzień d-dobry - wyjąkała Zosia.
- Usłyszałem, że można tu kupić literki. Czy to prawda? - Zosia pokiwała głową - Dobrze. W takim razie poproszę jeden alfabet.
Zosia zamarła. Klient który kupował trzy literki był bogaty, ale cały alfabet..? To się po prostu nie zdarzało!
- Na co czekasz? - Na te słowa Zosia rzuciła się na zaplecze, szykować literki. Była po całym dniu pracy w sklepie, a nie miała wszystkich literek. Zaczęła wykuwać nowe literki.
Zosia jeszcze nigdy się tak nie zmęczyła. Pracowała jak tylko umiała, a robiło się coraz później. Była już dwudziesta, kiedy Zosia skończyła robić literkę Z, a przecież musiała dzisiaj kupić sobie jeszcze zupę! Przybiła wszystkie literki do deseczki i zmordowana, podała ją zniecierpliwionemu klientowi. Ten popatrzył na Zosię krytycznie i popatrzył na otrzymany alfabet.
- Ale przecież tu nie ma literki O!
Zosia prawie wyrwała deseczkę z alfabetem z rąk docenta Kamyka. Popatrzyła na nią długo, ze strachem. Rzeczywiście. Nie było literki O. Zamiast niej, pomiędzy literkami N i P widniała tylko pusta przestrzeń.
ZOSIA ONIEMIAŁA.
Zawsze zastanawiało mnie, czy francuzi jak kichają to mówią atchoux czy apsique...