Dwie prostytutki plotkują w oczekiwaniu na klientów. Obok przechodzi studentka i wyciąga papierosa.
- Koleżanki, czy macie ognia?
Dziewczyny umilkły i przypaliły jej papierosa. Gdy się już oddaliła jedna z nich mówi:
- Patrzcie ją, raz d... dała i już "koleżanka".
W barze poznali się chłopak i dziewczyna. Miło sobie rozmawiają, od słowa do słowa - chłopak zaproponował jej, żeby poszli do niego do domu. Poszli, siedzą, piją, słuchają muzyki, no i chłopak proponuje mały seans w łóżku. Dziewczyna mu na to odpowiada:
- Wiesz, może jestem dziwna i niedzisiejsza, ale mam taką zasadę i nie chce jej złamać. Mianowicie chce zostać dziewicą, póki nie spotkam mężczyzny, którego naprawdę pokocham. Ale muszę się najpierw przekonać, że naprawdę go kocham i jestem dla niego stworzona. Chłopak trochę się rozczarował, ale nic, zachowuje twarz i po dżentelmeńsku mówi:
- No tak, oczywiście, bardzo piękna postawa. Ale w dzisiejszych czasach chyba musi ci z nią być bardzo trudno?
Dziewczyna odpowiada:
- Nie, mi to nawet aż tak bardzo nie przeszkadza. Ale mój mąż, ten to dopiero jest wk***iony!
Egzamin na prawo jazdy.
- Niech pan sobie wyobrazi, że jedzie pan dwuosobowym samochodem. Widzi pan przy szosie trzy osoby machające rękami.
Kogo pan podwiezie: pańskiego dyrektora, staruszkę, czy piękną dziewczynę?
- Nikogo. Oddam kluczyki dyrektorowi, żeby podwiózł staruszkę, a sam zostanę z dziewczyną!
Na łożu śmierci leży 80-latek - kochany mąż, ojciec i dziadek. Dookoła zebrała się cała rodzina. Żona, wszystkie dzieci, wnuki oraz kilkoro prawnucząt. Wszyscy w milczeniu wpatrują się w sufit tudzież w podłogę, czekając na zbliżającą się chwilę... Nagle ciszę przerywa dziadek i rzecze:
- Zdradzę wam swój największy sekret... Ja naprawdę nie chciałem się żenić i zakładać rodziny. Miałem wszystko: szybkie samochody, piękne kobiety, sporo przyjaciół i kasę na koncie. Ale pewnego wieczoru znajomy rzekł do mnie:
- "Ożeń się i załóż rodzinę bo nie będzie ci miał, kto podać szklanki wody, kiedy będzie ci się chciało pić na łożu śmierci."
Od tego momentu słowa te nie dawały mi spokoju. Postanowiłem radykalnie zmienić swoje życie i ożenić się. Skończyły się wyskoki z kolegami na piwo. Teraz wyskakiwałem tylko do nocnego po gerberki dla was, dzieci moje. Wieczorne dyskoteki z dziewczynami, zamieniły się w wieczorne oglądanie seriali z żoną... Pieniądze z konta zostały roztrwonione na fundusze inwestycyjne dla was kochane dzieci. Swawolne dni sprzed małżeństwa odeszły jak wiatr... I teraz, kiedy leżę na łożu śmierci ...
- Wiecie co?
- Co? - wszyscy zdumieni wpatrują się w staruszka.
- Nie chce mi się pić!
Jeden z krajów islamskich. Po ulicy idzie całkowicie "okutana" dziewczyna, widać tylko jej ogromne czarne oczy. Kieruje się w stronę przepięknej rezydencji. Nagle przechodzący obok młody chłopak uśmiecha się do niej i puszcza oko. Dziewczę rzuca się biegiem do drzwi wielkiego domu, wpada do ogromnego gabinetu i krzyczy pokazując palcem przez okno:
- Tato, ten chłopak mnie zaczepił.
A na nieszczęście chłopaka tata był generałem. Szybko wezwał, więc swoich żołnierzy i rozkazał schwytać młodzika. Po pięciu minutach blady jak śmierć chłopak został postawiony przed obliczem groźnego i rozsierdzonego ojca-generała:
-Ty gnoju, ty psie - wrzasnął generał - jak śmiałeś podnieść wzrok na moją córkę? Ibrachim!!! - zawołał
Jak spod ziemi wyrósł wielki śniadolicy, brodaty mężczyzna w mundurze z dystynkcjami sierżanta.
Ibrachim - znowu wykrzyczał generał - weźmiesz tego łajdaka, zawieziesz go na naszą ukrytą farmę na pustyni i go wyr*chasz.
Sierżant zasalutował, złapał chłopca za oszewę i pociągnął go do dżipa. Przykuł go kajdankami do siedzenia i ruszył w stronę rogatek miasta.
Po paru minutach jazdy chłopak odzyskał mowę i cichutko zaproponował:
- Ibrachim, dam ci 200 dolarów jak mnie nie wyr*chasz.
Nic zero reakcji.
- Ibrachim - próbuje znowu młody - dam ci 500 dolarów, ale nie r*chaj mnie, co.
Dalej nic.
Ibrachim, dam 1000 dol.....
W tym momencie sierżant spojrzał na niego tak, że odechciało mu się znowu mówić.
Dojechali do farmy, brodaty wojskowy wywlekł chłopca z samochodu, wciągnął do środka, rzucił na łóżko i zdarł z niego spodnie. Potem zaczął sam się rozbierać. Był już prawie nago, gdy zadzwonił telefon. Wrzask w słuchawce był tak wielki, że nawet leżący twarzą w poduszce chłopak usłyszał generała:
- Ibrachim, natychmiast wracaj.
Ibrachim ubrał się, kazał ubrać się chłopakowi, przykuł go do siedzenia w dżipie i pojechali z powrotem do miasta. Weszli do rezydencji gdzie generał czerwony ze złości wrzeszczał na dwóch młodych arabów:
- Ibrachim, weźmiesz tych dwóch i ich rozstrzelasz.
Sierżant zgarnął całą trójkę wsadził ich do dżipa przykuł kajdankami do foteli i ruszyli. Droga przebiegała w złowieszczym milczeniu. Przerwał je cichy proszący głos naszego pierwszego chłopaka:
- Ibrachim, ale pamiętasz? Mnie wyr*chać!!
Chłopak i dziewczyna na parkingu za miastem. Jest późny wieczór. Chłopak zaczyna całować włosy dziewczyny, ale ona go powstrzymuje:
- Dobrze wiem, że powinnam ci to powiedzieć wcześniej, ale właściwie jestem prostytutką i za numer biorę stówę.
Chłopak płaci niechętnie. Po sprawie i wypaleniu papierosa chłopak dalej siedzi na przednim siedzeniu i tylko gapi się w okno.
- Dlaczego nie jedziemy?
- Dobrze wiem, że powinienem ci to wcześniej powiedzieć, ale właściwie jestem taksówkarzem i taksometr wskazuje trzy stówy.
Młoda, śliczna sekretarka w pierwszym dniu pracy stoi nad niszczarką dokumentów z lekko niepewną miną. Oczarowany kolega z pracy postanawia wybawić dziewczynę z opresji.
- Mogę ci w czymś pomóc?
- Pokaż mi jak to działa.
Chłopak bierze z jej rąk dokumenty i wkłada do niszczarki.
- Bardzo ci dziękuję! A którędy wychodzą kopie?
W parku na ławeczce siedzi młoda para. Po chwili dosiada się do nich dziadek. Dziewczyna mówi do chłopaka:
- Boli mi nosek. Chłopak pocałował ją.
Dziewczyna mówi:
- Już nie boli.
Po chwili:
- Boli mnie czółko.
Chłopak pocałował ją w czoło.
Dziewczyna:
- Już nie boli.
Dziadek z niedowierzaniem się pyta młodego człowieka:
- A czy hemoroidy też pan leczy?
Murzyn pracował na budowie. Podczas pracy odcięło mu dwa palce wskazujący i środkowy. Murzyn postanowił pojechać do szpitala, aby przyszyli mu palce:
- Niech pan przyszyje mi 2 czarne palce - mówi murzyn do lekarza.
- A skąd ja panu wezmę 2 czarne palce?
- Niech pan przyszyje mi palce!
- Ale nie mamy czarnych palców są tylko białe.
- Dobra niech będą te białe.
Wracając autobusem ze szpitala z przyszytymi palcami do murzyna podchodzi starszy pan i mówi:
- Pan kominiarz to chyba od dziewczyny wraca...
Pan nauczyciel pyta się dzieci w szkole, czy znają pojęcie słowa rarytas:
- No dzieci, co jest dla was rarytasem?
- Banany, pomarańcze - mówi Staś
- Bułka z masłem i szynką - dodaje Małgosia
- Tyłeczek 16-letniej dziewczyny - mówi Jaś
Nauczyciel wyrzuca z sali Jasia i każe mu przyjść następnego dnia z ojcem. Nazajutrz Jasio przychodzi do szkoły i siada w ostatniej ławce:
- Dlaczego nie przyszedłeś z ojcem i dlaczego siedzisz w ostatniej ławce? - pyta się nauczyciel
- Bo tata mi powiedział, że jeśli dla pana tyłeczek 16-letniej dziewczyny nie jest rarytasem to pan jest pedał i mam się od pana trzymać z daleka!
[Z OSTATNIEJ CHWILI]
Zrównały się kursy rubla, funta i dolara - funt rubli kosztuje dolara.
- Cześć tato - mówi syn do ojca informatyka, wchodząc do mieszkania. - Wróciłem.
- Cześć synu. Gdzie byłeś? - mówi ojciec, nie odrywając oczu od komputera.
- W wojsku tato.
Komisja wojskowa.
- Do jakiej formacji chcielibyście wstąpić?
- Do marynarki.
- A pływać umiecie?
- Co, okrętów nie macie?!
Trzech chłopców przechwala się czyj wujek jest lepszy.
Pierwszy mówi:
- Mój wujek jest biskupem i każdy mówi Wasza Ekscelencjo!
Na to drugi:
- A mój jest kardynałem i każdy mówi Wasza Eminencjo!
A trzeci chłopiec mówi:
- Mój waży 200 kilo i każdy mówi: O Boże!
Dawno dawno temu żyła sobie Zosia, która sprzedawała literki. Codziennie wstawała o siódmej, ubierała się i schodziła na dół sprzedawać literki. Nie zarabiała na tym dużo i nie miała za wiele pieniędzy, ale też nie głodowała. Pieniędzy starczało jej zwykle na zupę, a czasami, gdy trafił się bogatszy klient, który mógł sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki, za zarobione pieniądze kupowała sobie do zupy kawałek chleba.
To był zwykły dzień. Zosia wstała, ubrała się i zeszła na dół sprzedawać literki. Po kilku minutach do jej sklepiku z literkami przyszła klientka, pani Ania, która miała piekarnię obok sklepiku Zosi.
Dzień dobry, Zosiu - powiedziała pani Ania - czy mogłabym cię prosić o literkę C?
Zosia podała pani Ani literkę C, a pani Ania zapłaciła, pożegnała się i wyszła.
Jakiś czas później, do sklepiku z literkami Zosi przyszedł kolejny klient. Profesor Alan poprosił Zosię o literkę A. Zosia podała mu ją, a profesor Alan podziękował, zapłacił za nią i wyszedł.
Tego dnia Zosia obsłużyła jeszcze czterech klientów. Zbliżała się już dziewiętnasta, Zosia zamierzała niedługo zamknąć sklep, ale dokładnie o osiemnastej pięćdziesiąt osiem do sklepu z literkami wszedł ostatni klient. DOCENT KAMYK, informowała przypinka przy jego garniturze. Klient wyglądał bardzo zamożnie, na takiego, który może sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki. Docent podszedł do lady i obrzucił Zosię wyzywającym spojrzeniem.
- Dzień dobry - klient miał oschły głos.
- D-dzień d-dobry - wyjąkała Zosia.
- Usłyszałem, że można tu kupić literki. Czy to prawda? - Zosia pokiwała głową - Dobrze. W takim razie poproszę jeden alfabet.
Zosia zamarła. Klient który kupował trzy literki był bogaty, ale cały alfabet..? To się po prostu nie zdarzało!
- Na co czekasz? - Na te słowa Zosia rzuciła się na zaplecze, szykować literki. Była po całym dniu pracy w sklepie, a nie miała wszystkich literek. Zaczęła wykuwać nowe literki.
Zosia jeszcze nigdy się tak nie zmęczyła. Pracowała jak tylko umiała, a robiło się coraz później. Była już dwudziesta, kiedy Zosia skończyła robić literkę Z, a przecież musiała dzisiaj kupić sobie jeszcze zupę! Przybiła wszystkie literki do deseczki i zmordowana, podała ją zniecierpliwionemu klientowi. Ten popatrzył na Zosię krytycznie i popatrzył na otrzymany alfabet.
- Ale przecież tu nie ma literki O!
Zosia prawie wyrwała deseczkę z alfabetem z rąk docenta Kamyka. Popatrzyła na nią długo, ze strachem. Rzeczywiście. Nie było literki O. Zamiast niej, pomiędzy literkami N i P widniała tylko pusta przestrzeń.
ZOSIA ONIEMIAŁA.
Przychodzi do zegarmistrza rozżalony klient.
- Proszę Pana! Zegarek, który u pana kupiłem pół roku temu, już się popsuł i jest do wyrzucenia. A zapewniał mnie pan, że będzie mi służył przez całe życie.
- Zgadza się ale Pan wtedy bardzo źle wyglądał...