Idzie gówno obrabować bank. Spotyka drugie. Drugie gówno pyta się:
- Gdzie idziesz?
- Obrabować bank.
- Mogę iść z tobą?
- Dobra.
Idą dwa gówna i spotykają trzecie. Pyta się:
- Gdzie idziecie?
- Obrabować bank.
- Mogę iść z wami?
- W końcu co 3 wypierdki to nie jeden.
Idą 3 gówna i spotykają sraczkę. Sraczka pyta się:
- Gdzie idziecie?
- Obrabować bank.
- Mogę iść z wami?
- Nie. To wyprawa tylko dla twardzieli.
Było sobie kiedyś pewnego dnia dwóch gejów.
Jeden z nich właśnie obchodził urodziny, ale mimo tego musiał iść do pracy. Wstał z łóżka i zaczął się ubierać, pakować , stroić itd. W końcu jego partner podniósł się z łóżka i mówi błagającym głosem:
- Kochanie... wsadź mi palca do dupy.
- Teraz jestem zajęty! Nie widzisz że się przebieram? - odpowiada mu solenizant.
- No ale tylko ten jeden palec...
- No OK...
Wsadził mu tego palca do dupy i zaczął ubierać spodnie.
- Kochanie.. - przerwał mu głos partnera - a włóż mi 2 palce do dupy...
- No teraz się ubieram! Nie mam czasu!
- No ale tylko te 2 palce...
- No OK...
Wsadził mu te 2 palce do dupy. Partner odetchnął z ulgą. Solenizant zakłada już koszulę, krawat, i znowu przerwał mu głos współpartnera:
- Kochanie... a wsadź mi całą dłoń do dupy...
- No ileż tego! Nie mam czasu!!!
- No ale tylko ten ostatni raz...
- No dobra...
Wsadza mu tą rękę do dupy. Ten odetchnął z ulgą i siedzi dalej.
Solenizant już jest przy drzwiach ubrany, uczesany, spakowany, gotowy do wyjścia i znów słyszy głos:
- Kochanie... a włóż mi całą rękę aż po łokieć do dupy...
- Ale ja już wychodzę!
- No tylko ten ostatni raz...
- No OK...
Wsadził mu tą rękę aż po łokieć do dupy i nagle poczuł coś twardego. Wyciąga i widzi łyżwy, a współpartner:
- Happy Birsthday to you...
Czterech kumpli spotyka się po wielu latach. Jeden z nich poszedł zamówić coś do picia, natomiast pozostali zaczynają rozmawiać o swoich synach. Pierwszy mówi:
- Jestem taki dumny z mojego syna. Zaczął pracę jako goniec, wieczorowo skończył studia. Po paru latach został dyrektorem, a następnie prezesem firmy. Stał się tak bogaty, że swojemu przyjacielowi na urodziny podarował super luksusowego mercedesa.
Drugi opowiada:
- Ja też jestem bardzo dumny z mojego syna. Zaczął pracę jako steward w samolocie. Po niedługim czasie stał się pilotem. Założył spółkę z paroma wspólnikami i otworzył własne linie lotnicze. Dzisiaj jest tak bogaty, że swojemu przyjacielowi na urodziny podarował mały samolot dwusilnikowy Cessna.
Trzeci opowiada:
- Nie wyobrażacie sobie, jaki ja jestem dumny z mojego. Studiował inżynierię. Otworzył firmę budowlaną i zarobił miliardy. Pomyślcie, że na urodziny swojego przyjaciela podarował mu cudowną willę z basenem 1500m².
Tymczasem wraca czwarty kumpel i pyta, o czym rozmawiali. Opowiadają, że o synach, pytając go jednocześnie o jego syna.
- Mój syn jest gejowym żygolakiem. Utrzymankiem bogatych gejów. W ten sposób zarabia na życie!
Przyjaciele:
- Biedaczek, jakie nieszczęście!
- Jakie tam nieszczęście, cudownie mu się żyje! Wyobraźcie sobie, że w tym roku na urodziny od swoich trzech klientów gejów dostał: mercedesa, prywatny samolot i willę z basenem. A wasi synowie co robią ciekawego?
Na ławce w parku siedzi smutny facet, w ręku trzyma butelkę. Siedzi i tylko w nią patrzy. Siedzi tak godzinę. Nagle do jego ławki podchodzi dresiarz, rozwala się obok, zabiera facetowi flaszkę, wypija jednym łykiem zawartość i beka potężnie.
Smutny dotąd mężczyzna zaczyna płakać.
- Stary, nie becz, żartowałem - mówi zakłopotany dresiarz.
- Chodź, tu obok jest monopolowy, kupię ci nową flaszkę.
- Nie o to chodzi - tłumaczy mężczyzna. - Nic mi się nie udaje. Zaspałem i spóźniłem się na bardzo ważne spotkanie. Moja firma nie podpisała kontraktu, więc szef mnie wywalił. Wychodząc z firmy zobaczyłem, że ukradli mi samochód, więc wziąłem taksówkę do domu. Kiedy taksówka odjechała, zorientowałem się, że zostawiłem w niej portfel ze wszystkimi dokumentami. A w domu - co? W domu moja żona zdradza mnie z najlepszym przyjacielem! Postanowiłem więc popełnić samobójstwo. Przygotowałem sobie truciznę... i nagle przychodzi ciul, który mi ją wypija!!
- Słyszałeś, ponoć Staszek nie żyje!
- Tak, wiem o tym doskonale... Wyobraź sobie, że Staszek jechał samochodem obok mojego domu i nagle wyskoczył mu pod koła kot. Staszek nie chciał przejechać zwierzaka, więc szarpnął kierownicą w bok, wjechał na krawężnik, auto wyleciało w powietrze, przeturlało się po moim ogrodzie, Staszek wyleciał z samochodu i przez szybę wpadł do mojej sypialni...
- Daj spokój, przecież to straszne tak zginąć!
- Ależ nie, on wciąż jeszcze żył. Leżał tak cały we krwi w tym rozbitym szkle i nagle zauważył taką starą, zabytkową szafę. Wyciągnął rękę i chwycił się szafy, żeby wstać. Niestety szafa z całym impetem przewróciła się na niego i pogruchotała mu kości...
- Rany, jaka okropna śmierć!
- Nie, nie, utrzymał się przy życiu. Jakoś wypełzł spod szafy i doczołgał się do schodów. Tam chwycił się poręczy i próbował podnieść, ale poręcz nie wytrzymała ciężaru jego ciała i urwała się pod nim. Staszek spadł z pierwszego piętra na stół w korytarzu, a połamane kawałki poręczy powbijały mu się w ciało...
- Psiakrew, strasznie zginął!
- No co ty, to go nie zabiło. Spadł tuż obok drzwi do kuchni, czołga się do środka i próbuje podciągnąć na kuchence, ale zahaczył o duży garnek z gotującą się wodą i chlust! Człowieku, cały wrzątek wylądował na nim i poparzył mu ciało...
- Cholera, przerażająca taka śmierć!
- Ależ nie, wciąż jeszcze oddychał. Mało tego, w pewnym momencie zauważył telefon. Próbował dosięgnąć słuchawki, żeby wezwać pomoc, ale zamiast tego wetknął palce do gniazdka elektrycznego. Żebyś ty to widział, woda w połączeniu z prądem wywołała istny żywioł i Staszkiem szarpnęło napięcie rzucając jego ciałem o ścianę...
- O rany, okropnie tak umrzeć!
- Daj spokój, on wtedy jeszcze nie umarł...
- To właściwie jak on zginął?
- Zastrzeliłem go!
- Zastrzeliłeś go?
- No k*rwa, człowieku, przecież on by mi całą chałupę roz****dolił!
Siedzi pijany facet w barze i myśli sobie:
- Mam już dość, idę do domu.
Próbuje wstać, ale upada. Myśli:
- Ok, doczołgam się do drzwi i spróbuję wstać na ulicy.
Wychodzi na ulicę, próbuje wspiąć się na parkometr, ale znów upada. Myśli:
- Doczołgam się do tamtego murku i spróbuję.
Wspina się na murek, ale znowu upada. W ten sposób, ciągle bezskutecznie próbując wstać, doczołguje się do domu. Starając się nie budzić żony, wślizguje się do łóżka. Rano żona budzi go wymówkami:
- Piłeś?!
- Ależ co ty, skarbie! Ja, piłem?
- Właśnie dzwonili z baru, żeby ktoś odebrał twój wózek inwalidzki.
Przychodzi czerwony kapturek do babci i mówi:
- Babciu, dlaczego ty masz takie wielkie oczy?
- Żeby cię lepiej widzieć
- A dlaczego masz takie wielkie uszy?
- Żeby cię lepiej słyszeć
- A dlaczego ty masz taki wielki biceps?
- Bo pracowałam w biedronce!
Jedzie trędowaty tramwajem. Wchodzi kanar, podchodzi do niego:
- Bilet proszę.
Ten spanikowany zaczyna przetrząsać kieszenie. Odpada mu ręka.
Przeprasza, podnosi ją i wyrzuca przez okno. Zdenerwowany, jeszcze gwałtowniej przeszukuje kieszenie. Odpada mu noga. Przeprasza, podnosi I wyrzuca.
Już w kompletnej panice traci drugą nogę. Za okno.
Kanar przygląda mu się i mówi spokojnie:
- My tu gadu gadu, a ja widzę, że pan mi powoli spierdala
Zezwolono na reklamowanie kokainy w telewizji, pierwszy filmik reklamowy zaczyna się od słów:
"Kiedyś używałem zwykłego proszku..."
W przedziale pociągu jadą: dziewczyna, chłopak oraz ksiądz i skracają sobie podróż rozwiązywaniem krzyżówek. Jedną gazetę trzyma ksiądz, a drugą - taką samą - dziewczyna. W pewnej chwili dziewczyna pyta chłopca:
- Czy wiesz co to jest: "część ciała kobiety" na pięć liter, pierwsza "P" i ostatnia "A"?
- Pięta - odpowiada chłopak
Ksiądz, czerwieniąc się:
- Czy ktoś z państwa ma gumkę do ścierania?
Do Watykanu na spotkanie z Purpuratami przyjechali właściciele Coca Coli. Proszą dostojników, aby w modlitwie "Ojcze nasz" zamiast "chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj" było "Coca Coli daj nam dzisiaj." Dostojnicy oburzeni nie zgadzają się, więc ci od Coli proponują 1 milion dolarów. Hierarchowie nie ustępują.
- Ale dlaczego? - pytają ci z koncernu - Damy wam 100 milionów dolarów.
- Czy wyście na głowę poupadali? To jest modlitwa i nie można jej zmieniać - odpowiadają kościelni.
- Dajemy 1 miliard dolarów.
- Absolutnie wykluczone.
- 10 miliardów.
- Nie.
- No, dobra... Ile wam dali piekarze?
Pewien Rosjanin leży na stole operacyjnym i chwyta kurczowo rękę chirurga:
- Doktorze! Uratuj mnie pan! Dam panu wielką kasę. Ale pomóż pan!
Chirurg:
- Najpierw pieniądze! U nas obowiązują przedpłaty. Pomożesz ludziom, a potem żadnej wdzięczności! Leży sobie taki jeden z drugim w prosektorium i ma taką minę, jakby człowieka w ogóle nie znał!
Rozmawiają trzy bociany. Pierwszy mówi:
- Ja to cały tydzień latałem nad jednym domem!
- I co?
- Urodził się chłopczyk.
- A ja - mówi drugi - to dwa tygodnie latałem nad jedną chałupą!
- I co?
- Urodziła się dziewczynka!
Na to trzeci:
- A ja to trzy tygodnie latałem nad plebanią!
- I co? I co?
- Ale mieli pietra!
Jezus wbiega na jezioro, rzuca się z wyciągniętymi rękami, robi piękny ślizg. Potem wstaje, podskakuje z przytupem. Wreszcie zwraca się ku niebu i woła: Tato! wyłącz to na chwilę, chcę się tylko wykąpać!
Trzech chłopców przechwala się czyj wujek jest lepszy.
Pierwszy mówi:
- Mój wujek jest biskupem i każdy mówi Wasza Ekscelencjo!
Na to drugi:
- A mój jest kardynałem i każdy mówi Wasza Eminencjo!
A trzeci chłopiec mówi:
- Mój waży 200 kilo i każdy mówi: O Boże!
- Europosłowie chcą. by niedługo wszystkie auta Polaków były elektryczne.
- Polacy chcą by niedługo wszystkie krzesła europosłów były elektryczne.