- Tatusiu! A co to jest tam po lewej? - pyta mały yeti swojego ojca.
- Tam jest ludzki cmentarz, synku.
- A co to jest cmentarz?
- Tam ludzie chowają swoich zmarłych, oni sobie leżą i czekają nie wiadomo na co.
- To czemu my ich nie zjemy, skoro się nie ruszają, tylko uganiamy się za takimi co uciekają?
- Bo widzisz, mój synku, ludzie z gruntu są źli…
Front wschodni. W rosyjskim okopie żołnierz Wania dostaje od rodziców paczkę. W paczce mnóstwo jedzenia. Widząc te pyszności, żołnierz Sasza prosi Wanię, aby go poczęstował.
- Jak wypijesz wiadro wody, to cię poczęstuje - rzecze Wania.
Sasza wypija wiadro wody i chce kiełbasy. Wania jednak stawia warunek - musi wypić drugie wiadro. Sasza z trudem opróżnił drugie wiadro. Wania częstuje go pętkiem kiełbasy. Sasza jednak odmawia, twierdząc, że już jest tak napełniony, że jak coś w siebie wciśnie, to zwróci.
- Widzisz Sasza, bo tobie to się pić chciało, a nie jeść - stwierdza Wania.
- Cytryna ze smakiem pomidora, pomidor z nutką serową, ser z sokiem z cytryny...
- Kuchnia molekularna?
- Nie, nie chce mi się myć noża.
Nauczycielka pyta Jasia na lekcji polskiego:
- Jasiu, jak nazywamy liczbę mnogą rzeczownika "niedziela"?
- Wakacje!
Dawno dawno temu żyła sobie Zosia, która sprzedawała literki. Codziennie wstawała o siódmej, ubierała się i schodziła na dół sprzedawać literki. Nie zarabiała na tym dużo i nie miała za wiele pieniędzy, ale też nie głodowała. Pieniędzy starczało jej zwykle na zupę, a czasami, gdy trafił się bogatszy klient, który mógł sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki, za zarobione pieniądze kupowała sobie do zupy kawałek chleba.
To był zwykły dzień. Zosia wstała, ubrała się i zeszła na dół sprzedawać literki. Po kilku minutach do jej sklepiku z literkami przyszła klientka, pani Ania, która miała piekarnię obok sklepiku Zosi.
Dzień dobry, Zosiu - powiedziała pani Ania - czy mogłabym cię prosić o literkę C?
Zosia podała pani Ani literkę C, a pani Ania zapłaciła, pożegnała się i wyszła.
Jakiś czas później, do sklepiku z literkami Zosi przyszedł kolejny klient. Profesor Alan poprosił Zosię o literkę A. Zosia podała mu ją, a profesor Alan podziękował, zapłacił za nią i wyszedł.
Tego dnia Zosia obsłużyła jeszcze czterech klientów. Zbliżała się już dziewiętnasta, Zosia zamierzała niedługo zamknąć sklep, ale dokładnie o osiemnastej pięćdziesiąt osiem do sklepu z literkami wszedł ostatni klient. DOCENT KAMYK, informowała przypinka przy jego garniturze. Klient wyglądał bardzo zamożnie, na takiego, który może sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki. Docent podszedł do lady i obrzucił Zosię wyzywającym spojrzeniem.
- Dzień dobry - klient miał oschły głos.
- D-dzień d-dobry - wyjąkała Zosia.
- Usłyszałem, że można tu kupić literki. Czy to prawda? - Zosia pokiwała głową - Dobrze. W takim razie poproszę jeden alfabet.
Zosia zamarła. Klient który kupował trzy literki był bogaty, ale cały alfabet..? To się po prostu nie zdarzało!
- Na co czekasz? - Na te słowa Zosia rzuciła się na zaplecze, szykować literki. Była po całym dniu pracy w sklepie, a nie miała wszystkich literek. Zaczęła wykuwać nowe literki.
Zosia jeszcze nigdy się tak nie zmęczyła. Pracowała jak tylko umiała, a robiło się coraz później. Była już dwudziesta, kiedy Zosia skończyła robić literkę Z, a przecież musiała dzisiaj kupić sobie jeszcze zupę! Przybiła wszystkie literki do deseczki i zmordowana, podała ją zniecierpliwionemu klientowi. Ten popatrzył na Zosię krytycznie i popatrzył na otrzymany alfabet.
- Ale przecież tu nie ma literki O!
Zosia prawie wyrwała deseczkę z alfabetem z rąk docenta Kamyka. Popatrzyła na nią długo, ze strachem. Rzeczywiście. Nie było literki O. Zamiast niej, pomiędzy literkami N i P widniała tylko pusta przestrzeń.
ZOSIA ONIEMIAŁA.
- Panie Leonardzie, co pan robił w laboratorium z trzema asystentkami?
- Nic...
- To dlaczego ten królik patrzy na pana z takim szacunkiem?
Został Jasiu wezwany do sądu za rozwalenie domu sąsiadowi.
Sąd pyta sąsiada:
- Co się stało?
- Jasiu rozwalił mi chałupę.
- Nie, to nie prawda. - mówi Jasiu.
- No dobrze, co masz na swoją obronę Jasiu?
- Czołg w stodole.
Komentarze
OdświeżEdytowano - 9 października 2021, 12:34
Uwaga! Marudzenie :)
Ja bym powiedział, że "człowiek z gruntu jest niedobry". Ma to IMHO większy sens z kulinarnego punktu widzenia. Jak nam coś smakuje to jest dobre, a jak nie smakuje to niedobre ;)
Odpisz
19 kwietnia 2015, 21:37
Bad guys B-p
Odpisz
19 września 2017, 08:45
@HamsterBedrock: fajny stary kom
Odpisz
9 listopada 2015, 13:35
A CZY YETI WIE ILE TO JEST 2.2+54 =
Odpisz
17 marca 2016, 21:06
@LUNAWILKLPS: A czy wiesz, że masz włączony CapsLock? (tak, wiem. stary komentarz)
Odpisz
20 grudnia 2015, 16:53
przyszedł Jaś na lotnisko z mamą i mówi mamo muszę siku a mama mówi jak wejdziemy do samoltu to zrobisz mama czeka na samolot a Jasiu mówi leci leci a mama mówi gdzie gdzie a Jasiu mówi po spodniach .
Odpisz
19 września 2017, 08:44
@cintekj: słabe
Odpisz
20 grudnia 2015, 16:39
Jedzie Jasiu na rowerku i mówi jedź jowejku jedź idzie starsza pani ulicą i mówi - taki duży chłopak a nie umie powiedzieć r - noto Jasiu mówi spi***alaj babo a ty jowejku jedź .
Odpisz
29 maja 2015, 22:11
fajne powiem że yeti nie ma syna
ale bardzo fajny dowcip (:::::
Odpisz
26 października 2015, 17:30
@igor2007: Skąd wiesz?
Odpisz
2 grudnia 2015, 15:45
@KingsMax: bo wiem
Odpisz
9 listopada 2015, 13:36
IGOR 2007 FAJNY KOM I TEŻ JABUŁKO
Odpisz
9 listopada 2015, 13:33
HAHAHA :D
Odpisz
1 maja 2015, 09:04
Hahaha!
Odpisz
16 maja 2015, 13:48
@Brachiozaur08: masakra jakie tępe :(
Odpisz
17 maja 2015, 17:44
@LamiaLove: Masakra jaki tępy :( nie musisz tego wszędzie pisać.
Odpisz
10 maja 2015, 20:18
hehehe
Odpisz
16 maja 2015, 13:47
@julcia657: masakra jakie tępe :(
Odpisz
5 maja 2015, 17:17
dobry dopcip
Odpisz
27 kwietnia 2015, 20:25
Nie rozumiem trochę :|
Odpisz
8 maja 2015, 18:29
@Oxukb: chodzi że ludzie z gruntu-ziemi są źli i że ogólnie tacy są
Odpisz
18 kwietnia 2015, 17:57
dobre:D
Odpisz